fbpx
Menu
podcasty

Czy sklepy zero waste znikną? Rozmowa z Julią Jarodzką z Mało Wiele

sklep zero waste

Mało Wiele – to był pierwszy w Polsce sklep z produktami klimatycznymi, miejsce spotkań dla lokalnej społeczności, przestrzeń warsztatowa, w której można poruszyć temat ograniczania odpadów. Tego miejsca już nie ma. Co sprawiło, że z mapy Polski zniknęła kolejna eko przestrzeń? Czy moda na zero waste właśnie mija?

 

Kilka lat temu, po warsztatach zero waste’owych, które prowadziłam, podeszła do mnie dziewczyna i opowiedziała o swoim pomyśle na miejsce przyjazne dla środowiska. Miała to być ekologiczna warsztatownia, sklep zero waste, centrum eko życia dla okolicznych mieszkańców warszawskiego Żoliborza. Tą dziewczyną była Julia Jarodzka, którą zaprosiłam do tego odcinka. Powód naszego spotkania jest dla mnie dosyć smutny, bo byłam przy narodzinach idei Mało Wiele, czyli tego właśnie miejsca, a we wrześniu 2021 roku, kiedy nagrywałyśmy ten odcinek, byłam świadkiem jego zamknięcia. Co takiego wydarzyło się, że z bezodpadowej mapy Polski zniknął jeszcze jeden sklep zero waste? Czy to oznacza koniec mody na eko i spadek zainteresowania tematami klimatycznymi? Jak wpłynęła pandemia na zakupy bez opakowań? Właśnie o tym porozmawiałam z moją gościnią!

 

Posłuchaj, obejrzyj albo przeczytaj wywiad (wersja pisana znajduje się pod wideo)

 

 

Cześć Julia!

Cześć Julia!

Przedstaw się, proszę.

Jestem Julia Jarocka. Prowadziłam Mało Wiele i z tego powodu się głównie spotykamy. To jest dalej organizacja pozarządowa, która zajmowała się prowadzeniem sklepu zero waste’owego, ale też w zamyśle miała być miejscem spotkań, edukacji i różnych zajęć dla dla osób w różnym wieku. Chcieliśmy budować społeczność: przyciągnąć ludzi, żeby się z nami zaznajomili i delikatnie przekazywać im informacje na tematy ekologiczne. Sklep właśnie to robił: to był sklep zero waste’owy, a właściwie to nazywałam go jedynym sklepem w Polsce z produktami klimatycznymi.

Spotykamy dwa tygodnie po zamknięciu sklepiku Mało Wiele. Nie widzicie tego, ale wszędzie są pudełka. Pakowanie. Trochę smutny widok, bo pamiętam, jak się rodziła idea Mało Wiele.

Pomysł się narodził z dwóch rzeczy. Urodził się mój syn, więc zaczęłam myśleć o jego przyszłości w kontekście zmian klimatu i katastrof środowiskowych. Wcześniej pracowałam w badaniach marketingowych i moja praca zaczęła mnie uwierać. Mimo, że jest bardzo ciekawa, to jednak pomaga w sprzedaży coraz większej ilości produktów. Czułam, że nie potrzebujemy tylu rzeczy, a wmawiamy ludziom, że jednak potrzebują, że to rozwiąże ich problemy, które są tak naprawdę gdzie indziej.

A drugą rzeczą było to, że w Warszawie, gdy myślałam o założeniu Mało Wiele, niewiele było sklepów zero waste’owych. Sama chciałabym pójść do miejsca, gdzie bez krzywego spojrzenia i tłumaczenia się mogłabym kupić produkty bez folii – i miałam problem ze znalezieniem tych sklepów.

Miałam pomysł, żeby stworzyć taki mikroświat u nas. Zbudować społeczność, która nie musi być jakoś bardzo zaangażowana i wiedzieć nie wiadomo ile, ale żeby robiła drobne kroki w stronę eko. Być może dzięki temu będzie inaczej głosować i podejmować inne decyzje zakupowe.

W tym, co mówisz, słyszę bardzo idealistyczne podejście. W momencie kiedy zaczęłaś zakładać Mało Wiele – z jakim murem rzeczywistości to się spotkało? Bo mam wrażenie, że do ratowania świata czasami podchodzimy aż za bardzo optymistycznie, a potem nagle jest… bęc, urzędy, pozwolenia.

Tak, to prawda. Nigdy wcześniej nie prowadziłam firmy. Praca w biurze, nawet jak się jest odpowiedzialnym za cały produkt, to jest coś innego niż prowadzenie działalności gospodarczej. Przy firmie jest sporo roboty i coraz więcej czasu jest zżerane na rzeczy, którymi człowiek nie powinien się zajmować. Ma skupić się na swojej działce, a zajmuje się rozdmuchaną administracją. Było też dużo wymagań sanepidowych, o których nie miałam pojęcia, i które wychodziły w trakcie. Nawet pomimo konsultowania się wcześniej z osobą, która kiedyś pracowała w sanepidzie.

A potem zaczęłam szukać produktów, które by spełniały wymagania. Nie chodziło wyłącznie o brak opakowań i unikanie plastiku, ale też o to, by te produktu były lokalne, miały mały ślad wodny i węglowy. Czyli na przykład z premedytacją nie prowadziłyśmy żadnych produktów czekoladowych i tłumaczyłyśmy ludziom, dlaczego produkcja kakao jest zła środowiskowo. Kakao potrzebuje ogromnych ilości wody, przez co postępuje deforestacja w Afryce. Tam wycina się las, sadzi się kakao, dwa lata użytkuje i porzuca się ziemię, która już do niczego się nie nadaje. Do tego jest problem z pracą niewolniczą. I dzięki temu, że nie miałyśmy w ofercie kakao, my miałyśmy fajną furtkę do zagajenia i wytłumaczenia klientom dlaczego nie. edukowałyśmy i poszerzałyśmy świadomość.

Starałyśmy się unikać również oleju kokosowego, z nim jest podobna historia, co z olejem palmowym, czyli wycinanie lasów. I miałyśmy problem ze znalezieniem produktów, które spełniałyby kryteria klimatyczne.

Czyli na przykład z jakimi produktami?

Na przykład mydła. Większość mydeł jest na oleju kokosowym. Podobnie jak większość produktów do sprzątania. Wybierałyśmy mydło z Aleppo, gdzie jest oliwa z oliwek.

Byłyśmy dziwnym sklepem. Nigdy nie próbowałam sprzedać ludziom czegoś, w co nie wierzyłam. A jeżeli widziałam po człowieku, że nie wiadomo, czy będzie czegoś używał, zachęcałam, by jeszcze się zastanowił nad zakupem. Jeżeli boisz się pić kranówkę i wiesz, że teraz nie będziesz korzystał z kupionego bidonu, to najpierw naucz się pić kranówkę, a potem wróć do nas po ten bidon. Nie chodziło nigdy o sprzedawanie rzeczy, których ktoś nie będzie używał. Więc może dlatego się zamykamy. [śmiech] Często kupowałam rzeczy i najpierw wypróbowywałam je na sobie, zanim trafiały do sklepu. Albo miałyśmy coś, o czym wiedziałyśmy, że jest nietrafione i mówiłyśmy klientom: „Kupiłyśmy to, wydawało nam się, że będzie super, ale się okazało, że nie za bardzo. Może panu lub pani podpasuje, bo każdy ma inne zapotrzebowanie, ale my tego więcej nie będziemy zamawiać”.

Mówiłaś, że ciężko było znaleźć takie produkty, które spełniałyby Wasze oczekiwania.

Ciężko było. Miałyśmy aż czterech dostawców jedzenia, bo każdy z nich popełniał jakiś grzeszek ściągania produktów z daleka. Taka liczba dostawców jest utrudnieniem, bo musisz mieć limit dostawy, żeby była ona za darmo. Musisz też zamówić wystarczająco dużo kilogramów, ale potem te kilogramy nie chcą się sprzedać. Tutaj pozdrawiam Agę z Odważnika, z którą czasem na pół zamawiałyśmy jedzenie. Kupowałyśmy worek 25 kilo czegoś i dzieliłyśmy się po 12, 13 kilo.

Co Cię zaskoczyło swoją nielokalnością?

Do dzisiaj nie znalazłam kukurydzy na popcorn z Polski. Ta, którą miałyśmy – miała pochodzić z Bułgarii, a okazało się, że z Argentyny. Nie udało nam się znaleźć dostawcy, który miałby polską kukurydzę. A też powiem szczerze, już nie szukałam piątego czy szóstego dostawcy. Jeżeli miałyśmy wystarczająco dużo produktów lokalnych od jednego dostawcy, to znalezienie kogoś kolejnego byłoby bardzo problematyczne, bo nie wyrobiłybyśmy minimum zakupowego.

Klienci doceniali Wasze podejście?

Dużo klientów doceniało. Chociaż byli ludzie, którzy nie wierzyli temu, co mówimy. Traktowali nas jak „zwykłych” sprzedawców. Bo wiadomo, że sprzedawca to potrafi naopowiadać niesamowite rzeczy o swoich produktach i wytłumaczyć, dlaczego czegoś nie ma, a ty sobie z tyłu głowy myślisz: „No tak, on mi to mówi tylko dlatego, że chce, żebym kupił to, co ma u siebie”. Ale dużo osób, przede wszystkim stałych klientów, po jakimś czasie już wiedziało, że może nam ufać.

Dużo ludzi nas pytało, czy mogłybyśmy im wysłać te produkty. Zawsze tłumaczyłam, że w cokolwiek im to zapakuję, będzie to jednak wysyłka. Zachęcałam, żeby spróbowali poszukać czegoś koło siebie. Szczególnie namawiałam do przyjechania do nas rowerem, z sakwą na zakupy, przywiezienia swoich własnych opakowań, nasypania do nich produktów i powrót do domu w bardziej przyjazny dla środowiska sposób.

To już rzeczywiście bardzo radykalnie.

Oczywiście nie mówiłyśmy, że nie wolno do nas przyjechać autem, bo zdaję sobie sprawę, że niektórzy przyjeżdżali z daleka albo robili zakupy w drodze z pracy. Rozumiem też, że ciężko wrócić na rowerze z napakowanymi słoikami. Ale chciałyśmy dać ludziom do zrozumienia, że można częściej wpadać do sklepu, a lżej się zapakować – zrobić sobie z tego przyjemny spacer. 

 

***

Wiosną 2020 roku, czyli na początku pandemii, polskojęzyczne portale internetowe rozpisywały się o tym, że ze względów sanitarnych i epidemiologicznych nadszedł koniec ery zero waste w sklepach.

„Najwięksi detaliści nadal zachęcają klientów do zabierania własnych toreb nie tylko na zbiorcze zakupy, ale nawet do przynoszenia siatek na warzywa i owoce. Wycofali się jednak z proponowania wielorazowych opakowań na sprzedawane luzem wędliny, produkty garmażeryjne czy sery. To, że ktoś przychodzi na bazarek z własnym słoikiem na kapustę lub ogórki kiszone, nikogo nie dziwiło, ale krótka historia trendu marketowego, wykorzystywanego na razie jako narzędzie do poprawy wizerunku, została zatrzymana” – podawał w maju 2020 roku portal wiadomoscihandlowe.pl 

***

 

Włożyłyście w to miejsce bardzo dużo energii. Przeglądanie składów, zanim się zamówi. Śledzenie, skąd pochodzi produkt. Ale też bardzo dużo rzeczy zrobiłyście na miejscu. Mural, łąkę kwietną. Zresztą miałyśmy na tle tego kwietnika nagranie o mojej książce. Ile w sumie czasu spędziłyście tutaj?

Mało Wiele miało się otworzyć w marcu 2020 roku. Wtedy właśnie był początek Covidu, pierwsza fala, więc stwierdziłam, że chwilę poczekamy. Wtedy wszyscy myśleli: miesiąc, dwa i Covida nie będzie. A ponieważ mi bardzo zależało na budowaniu społeczności, to otwieranie w czasie lockdownu nie miało żadnego sensu.

Czyli trafiłyście na najgorszy okres. Marzec 2020 roku.

Ale już wynajęłam ten lokal! Udało mi się dogadać, że przez pół roku będę płaciła po kosztach. W międzyczasie robiliśmy meble ze starych skrzynek. Na zewnątrz sialiśmy z sąsiadami kwietną łąkę, powstawał mural. A potem, już chyba w sierpniu, odbyły się spotkania rekrutacyjne i dołączyły do mnie Ola i Agata. Razem zaczęłyśmy tworzyć to miejsce.

Część mebli na dole mamy ze Śmieciarki. Bardzo się starałam kupować jak najmniej rzeczy. Wydaje się, że to jest tańsza opcja, ale to nieprawda. Po pierwsze, poświęcasz czas na jechanie gdzieś, odbieranie od kogoś szafy i przywiezienie jej do sklepu. Po drugie, potem trzeba do wszystko wyszorować i wyczyścić. A na przykład składanie regałów ze skrzynek okazało się bardzo drogie. Skrzynka skrzynką (one są teraz modne, więc trochę kosztowały), ale trzeba je zeszlifować i najlepiej pociągnąć antyowadzim lakierem, bo jednak coś w tych zamkniętych skrzynkach żyło.

Z mężem robiliśmy niektóre rzeczy za darmo, jakieś tam kopanie łąki to ludzie mi pomagali, ale za część rzeczy trzeba było zapłacić. Nikt nie ma czasu, żeby przez tydzień od rana do nocy zasuwać u kogoś przy skrobaniu skrzynek. Robienie zero waste’owo rzeczy to jest ciężka rzecz.

Czyli niecały rok działaliście tutaj. Co się stało?

Niestety postanowiłam otworzyć, bo już nie mogłam dłużej zwlekać. Albo otwieram, albo zrywam umowę i  zapominam o tym całym pomyśle. A ja miałam też miałam rozpisałam cały plan aktywności w warsztatowni. Tam miały być od rana do wieczora jakieś zajęcia.  Żadnej wolnej godziny! A to mamy z dziećmi rano, w ciągu dnia, a to zajęcia dla dzieciaków w wieku przedprzedszkolnym.

Przestrzeń miała być też otwarta dla ludzi z zewnątrz. Gdyby przyszedł do mnie sąsiad i powiedział, że chciałby mieć tutaj klub filmowy, to spoko, o ile to nie są rzeczy sprzeczne z naszą misją. 

Ale ponieważ był COVID, nie chciałam występować o fundusze, których mogłabym nie zrealizować. Z tego trzeba się potem porozliczać. I ten brak funduszy nas mocno stopował. Musiałam mocniej skupić się na działalności sklepu, dużo mocniej się reklamować niż normalnie. Do tego ludzie przestali tyle wychodzić, bardzo dużo zaczęli kupować online. To widać po pączkujących sklepach online’owych.

Takich, co zamawiasz i chwilę później masz już w domu?

Tak, już nawet takie widziałam. To jest bardzo wygodne, tylko my tę wygodę przepłacamy bardzo dużymi kosztami środowiskowymi.

Przy pierwszych falach lockdownu nawet nie było tak źle. Wszystkie sklepy oprócz spożywczych były zamknięte. Ludziom s kolei jeszcze nie zmieniły się nawyki i bardzo chcieli gdzieś wyjść. A już nie mogli połazić po sklepach i poszukać dżinsów – zostawały zakupy w spożywczych.

Najgorzej było w wakacje 2021 roku. Rozmawiałam też z innymi sklepami i ten czas wszystkich bardzo zaskoczył. Chyba wszystkim przez cały Covid nazbierało się bardzo dużo niewykorzystanego urlopu. Poczuli, że to jest jedyny moment, kiedy można wyjechać. Ja zaś w wakacje podejmowałam decyzję o zamknięciu Mało Wiele. Po prostu nie było ludzi – i to przy podejmowaniu decyzji o zamknięciu wpłynęło na mnie najmocniej. Nawet już nie chodziło o obroty, tylko o nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej.

 

***

No dobra, a co mamy 2,5 roku później, czyli w sierpniu 2022 roku, kiedy ten odcinek uzupełniam i w końcu publikuję? W międzyczasie wydarzyło się baaardzo dużo spraw. Nie dość, że pandemia, mamy aktualnie chyba szóstą falę, to również wybuch wojny na Ukrainie, kryzys uchodźczy, przeogromna inflacja i szalejące ceny.

Czytam właśnie wyniki cyklicznego badania „Postawy ekologiczne Polek i Polaków”, przeprowadzonego w kwietniu 2022 dla Blue Media i widzę, że sytuacja społeczna, ekonomiczna i polityczna nieco ostudziła ekologiczny zapał.

O ile nasz stosunek do doniesień na temat kryzysu klimatycznego na przestrzeni ostatnich trzech lat nie zmienił się znacząco – 74 proc. Polaków uważa, że kryzys klimatyczny jest realnym zagrożeniem – to widać już różnice w kwestii indywidualnie podejmowanych działań.

W badaniu padło pytanie o osobiste wybory. Pytanie brzmiało: jakiego typu działania podejmuje Pan/i osobiście w trosce o środowisko naturalne? No i na poziomie deklaracji to bardzo fajnie wygląda, bo najwięcej, czyli 82% respondentów twierdzi, że segreguje śmieci, 70% korzysta z toreb i opakowań wielokrotnego użytku. Wzrósł też odsetek osób opowiadających się za ograniczeniem konsumpcji czy oszczędnością zużycia wody i prądu, co wydaje się mieć bezpośredni związek z wysoką inflacją i wzrostem cen. Natomiast w jednym punkcie zaliczyliśmy spadek – i to jest bardzo ważny punkt w kontekście tematu dzisiejszego odcinka. Otóż mniej osób deklaruje, że kupuje ekologiczną żywność i kosmetyki. I moim zdaniem, za tym również stoją finanse.

***

 

Mało Wiele – to była idea. To nigdy nie był biznes. Wszystkim to tłumaczyłam: „Nie robię tego dla biznesu. Robię, bo chcę szerzyć pewną ideę”. Wiedziałam, że bez społeczności, bez zajęć edukacyjnych nie zdobędziemy dofinansowania, które pokryłoby choćby pensje dziewczyn… Bo to był jeden z większych kosztów – pensje. Był oprócz tego jeszcze czynsz, przy czym warsztatownia praktycznie nie działała, więc przez cały czas na dole stało puste pomieszczenie. 

Pieniądze, które musiałam dokładać, nie były jakieś ogromne, ale mimo wszystko cały czas byłyśmy na minusie. Pomijam fakt, że ja pracowałam za darmo, ale takie było założenie. Byłam w stanie sobie na to pozwolić przez dłuższy czas – aby spełnić swoje marzenie.

 Wiedziałam, że to był dobra koncepcja w momencie, gdy ją opracowywałam – przed Covidem. Myślałam, że COVID się po prostu skończy szybciej. Gdyby Mało Wiele miało działać dalej, musiałybyśmy podnieść marże i zrobić prawdziwy sklep. A jednak nie o to chodziło. Nie chciałam sprzedawać czekolady, ale żeby się opłacało, koniec końców musiałabym to zrobić.

Cała ta historia, mam wrażenie, napawa lekkim pesymizmem. Bo jak robisz coś tak bardzo prośrodowiskowo, to w pewnym miejscu to się nie spina. Bo albo się spina finansowo i rzeczywiście działa, ale wtedy idziesz na bardzo duże ustępstwa, albo nie idziesz na ustępstwa i działasz na maksa proekologicznie, i wtedy to się kończy. 

Albo musisz za duże pieniądze to sprzedawać i robi się to dla wybranych. A to była kolejna rzecz dla mnie misyjna. To nie ma być dla ludzi wybranych. Wszyscy możemy starać się coś zrobić dla środowiska. I nawet nie musisz u nas kupować wszystkiego, ale wybierz sobie parę produktów. To będą Twoje kroki w stronę eko.

Ale właśnie, czy nie wracamy znowuż do punktu wyjścia, że te produkty jednak są dla jakiejś ekskluzywnej grupy osób? No bo byliście inkluzywni, a nie wyszło.

Tak, myślę, że jeżeli to miałby być tylko sklep, tak to się kończy.

Czegoś Cię nauczyła historia o Mało Wiele?

O, bardzo dużo. Była to taka gorzko-słodka lekcja. Bo dużo smutku jest w tym, co mówili nasi stali klienci: „Ludzie są jeszcze niegotowi na to”.

O, mam ochotę Cię przytulic po całej tej historii. Cieszę się, że otworzyłaś Mało Wiele, cieszę się, że to miejsce istniało.

Ja też się bardzo cieszę. Był to dobry czas w moim życiu. Ale cieszę się też, że zamykam i będę miała miejsce i szansę na inne rzeczy.

 

***

Nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła pod uwagę, że moje media społecznościowe obserwują tysiące osób i nie zapytała Was o Wasze doświadczenia ze sklepami zero waste. Żeby była jasność, osoby, które mnie obserwują, są bardzo mocno skupione wokół tematyki less waste, więc jak zapytałam, czy ograniczają odpady, to 97% odpowiedziało twierdząco, to o czymś świadczy. Natomiast tylko połowa z nich kiedykolwiek zrobiła zakupy w sklepie zero waste. Druga połowa nie zrobiła tego nigdy. Dlaczego nigdy? Najczęściej padały 2 odpowiedzi: „nie ma takich sklepów w mojej okolicy”, „bo są za drogie”. Kiedy dopytałam o to, jak sądzą, dlaczego sklepy zero waste są niszą, padły między innymi takie odpowiedzi: „Bo są daleko”, „Szybciej jest wziąć zapakowany towar ze sklepu”, „Wygodniej kupić wszystko w jednym miejscu”, „Bo najczęściej są sporo droższe”

Dajcie znać, jakie jest Wasze doświadczenie ze sklepami zero waste. Czy są jakieś w Waszej okolicy? Robicie tam zakupy?

***

 

Jeśli spodobał Wam się ten odcinek, dajcie polubienie, zacznijcie obserwować i udostępnijcie linka do nagrania swoim znajomym. A jeśli uznacie, że te materiały są ważne i potrzebne i zechcecie wesprzeć powstanie kolejnych odcinków, możecie zostać moim Patronem lub moją Matronką. Moim dotychczasowym Patronom bardzo dziękuję! Możecie też postawić mi kawę na zachętę do pracy nad kolejnymi materiałami!

Trzymajcie się, pa!