fbpx
Menu
podcasty

CWTK #11: Mity o kompostowaniu w mieszkaniu

“CO W TYM KOSZU” – to podcast, w którym przybliżam temat zero waste, życia przyjaznego środowisku i opowiadam, jak wygląda świat po drugiej stronie kosza na śmieci. W odcinku nr 11 przybliżę Ci 8 najczęstszych mitów związanych z kompostowaniem w mieszkaniu. 

 

 

 

Podcastu możesz odsłuchać również w swojej ulubionej aplikacji podcastowej, jak Spotify, Podcasty Google, Apple Podcasts itd. Wyszukaj go pod nazwą CO W TYM KOSZU i koniecznie zasubskrybuj! Zapraszam Cię też do obserwowania mojego kanału na Youtube.

 

***

A może wolisz przeczytać treść podcastu? Poniżej znajdziesz transkrypcję nagrania.

 

 

Ten podcast powstaje dzięki moim Matronkom i moim Patronom. Jeśli chcesz wesprzeć mnie w tym, co robię, wejdź na stronę patronite.pl/nanowosmieci i wybierz dogodną dla siebie formę wsparcia! Dziękuję!

 

CHCESZ ZACZĄĆ KOMPOSTOWAĆ W MIESZKANIU, ALE NIE WIESZ JAK? STWORZYŁAM O TYM MINI-KURS.

 

 

Cześć, cześć, cześć, dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry! Nagrywam ten odcinek w pierwszy dzień wiosny. Słońce mi wpada do okna i czuję, że razem z tym słońcem budzi się do życia cała natura.

Taka trochę prywata, ale w zeszłym tygodniu kilka moich znajomych zupełnie niezależnie od siebie napisało mi, że poczuły impuls, by ogarnąć przestrzeń wokół siebie i zaczęły robić porządki w swoich domach. Ktoś umył okna, ktoś inny ogarnął balkon. I tak sobie myślę, że coś w tym jest, że jak czujemy powiew pierwszych dni wiosny, to mamy w sobie coś takiego, że chce nam się ogarnąć nieład, który pozostał po zimie. Mamy ochotę zrobić wokół siebie porządek, coś zmienić, coś naprawić, poprawić, albo przynajmniej zacząć nowe życie w czystej przestrzeni.

Myślę sobie, że to jest dobry moment na to, żeby zacząć kompostować w mieszkaniu.

Jeżeli kiedyś zastanawialiście się nad tym, żeby przerabiać swoje resztki kuchenne, warto zacząć to robić właśnie wiosną. Kiedy nie jest jeszcze za gorąco, ale już nie jest zbyt zimno i mamy przedział czasowy na to, żeby zaprzyjaźnić się z naszym kompostownikiem, wprowadzić nowych domowników (mówię tutaj oczywiście o dżdżownicach) i przystąpić do kompostowania. Nie bez powodu nagrywam ten odcinek właśnie teraz: skoro mamy wiosnę, stwierdziłam, że okażę trochę wsparcia osobom, które dopiero zaczynają kompostować i wypuszczę w świat nie dość, że ten podcast, który będzie o mitach na temat kompostowania, ale oprócz tego wypuszczę w świat mini kurs o kompostowaniu w mieszkaniu, który będzie się składał z paru nagrań, z pomocy graficznej dla tych, którzy zaczynają kompostować. Między innymi nagrania jak krok po kroku założyć domowy kompostownik, w sposób powiedzmy chałupniczy, bo właśnie domowy i tego, w jaki sposób postępować potem z kompostem, który nam powstanie w wyniku kompostowania. To wszystko oczywiście będzie dostępne w moim kramie, ale dzisiaj poczułam mocny zew, żeby opowiedzieć o tych mitach.

Z mitami na temat domowego kompostowania spotykam się od lat, odkąd kompostuję sama i odkąd był kompostownik w naszej pracowni, w której kiedyś prowadziłam warsztaty. Ja oczywiście te mity rozbrajałam po drodze: i w trakcie warsztatów zakładania kompostowników domowych, i w trakcie różnego rodzaju live’ów, webinarów, ale teraz postanowiłam nagrać stricte odcinek o mitach na temat kompostowania, bo to jest coś, co się cały czas przewija. Myślę, że to jest dobry moment na to, żeby rozbroić te mity.

Przygotowałam sobie osiem mitów.

Usiadłam sobie z kartką i wypisałam takie, które najczęściej do mnie trafiają od czytelników, od słuchaczy, od społeczności w mediach społecznościowych, a które nie do końca mają odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo rzeczywistość wygląda jednak troszkę inaczej. 

Jeszcze w ramach wstępu powiem Wam, że osobiście kompostuję w mieszkaniu od kilku lat. Cała historia zaczęła się od kompostownika w pracowni. Mieszkaliśmy wtedy w bardzo malutkim mieszkaniu – to była kawalerka – mieliśmy już kosze do segregacji odpadów, bo wprowadzono trzypojemnikowy system w naszej miejscowości, ale nie było miejsca na to, żeby w mieszkaniu postawić kompostownik.

Ale wtedy z koleżankami założyłyśmy pracownię Cztery Razy Trzy w Warszawie i doszłyśmy do wniosku, że fajnie by było, jakby w tej pracowni założyć kompostownik, żeby przetwarzać nasze odpadki po warsztatach. Pierwszy mój domowy kompostownik był właśnie tam, w tej pracowni, nie miałam z nim do czynienia na co dzień, tylko o tyle, o ile się odbywały warsztaty, więc powiedzmy co drugi dzień, ale mimo wszystko gdzieś on tam funkcjonował. Powiem Wam, że stanowił naprawdę nie lada rozrywkę dla osób, które przychodziły na warsztaty. Ile razy wspominałam o tym, że w tej pracowni stoi kompostownik, to było wielkie zdziwienie, że „Ale jak to? Ale że kompostownik? Ale przecież on śmierdzi”.

Później założyliśmy już kompostownik w naszym mieszkaniu, teraz właściwie nawet są dwa kompostowniki w moim mieszkaniu, w których to kompostownikach żyją sobie dżdżownice i przetwarzają nasze odpadki bio. Ale o tym za chwilkę opowiem.

Natomiast wrócę do tego „śmierdzenia”, bo to jest najbardziej powszechny i najczęstszy mit na temat kompostowania w mieszkaniu. Ilekroć mówię o tym, że w moim domu stoi kompostownik, pierwsze pytanie za każdym razem jest takie: „No ale czy nie śmierdzi?”. Bo jednak funkcjonuje taka myśl, że jak się przetwarza te odpadki w domu, w mieszkaniu, to musi być smrodek. A tymczasem pamiętam jeszcze z czasów, kiedy stał kompostownik w naszej pracowni, jak dziewczyny – bo zwykle dziewczyny przychodziły na nasze warsztaty, miałam głównie kobiece towarzystwo – to za każdym razem one chciały zobaczyć ten kompostownik na własne oczy, a czasem też ręce, bo nierzadko jak otwierałam kompostownik, to dziewczyny wsadzały tam łapy i grzebały, żeby w ogóle zobaczyć, co to jest i z czym to się je…

Zresztą to było bardzo zero waste’owe towarzystwo, więc gdzieś im tam z tyłu głowy była taka myśl, żeby założyć kompostownik w domu, ale też nie umiały przekonać domowników. Domownicy też mieli gdzieś z tyłu głowy myśl, że na pewno będzie śmierdziało. Jak one się przekonywały co do tego, że kompostownik nie śmierdzi, następnego dnia pisały do mnie wiadomości, czy na przykład mogą wpaść do pracowni ze swoimi chłopakami, narzeczonymi, mężami, którzy bardzo często stawiali opór przeciwko kompostownikowi.

Jak wpadali do mnie już razem i grzebali w tym kompostowniku, to rzeczywiście przekonywali się co do tego, że nie, nie śmierdzi. Dostawałam później wiadomości od tych dziewczyn, że „Dzięki wielkie za pokazanie tego kompostownika i pokazanie na własne, no oczy jak oczy, ale na własny nos, że tam nie ma smrodu. Założyliśmy własny kompostownik”.

A domowy kompostownik naprawdę nie śmierdzi.

Jeżeli jest dobrze prowadzony, w sposób prawidłowy, jest dostęp powietrza i odpadki w środku nie gniją – zresztą też w momencie kiedy wrzucamy coś do tego kompostownika, mamy świadomość tego, że ten kompostownik stoi w domu, w związku z tym nie wszystko możemy do środka wrzucić. Czyli nie wrzucamy mięsa, ryby, nabiału – to kompostownik pachnie wilgotną ziemią po deszczu. To jest bardzo przyjemny zapach.

Opowiem Wam jeszcze taki smaczek z prywatnego życia, żeby udowodnić, że kompostownik naprawdę nie śmierdzi. Jak mieliśmy remont w mieszkaniu i musieliśmy się na jakiś czas wyprowadzić, spakowaliśmy cały nasz majdan – ja, mój mąż, nasz kot jeszcze wtedy żyjący i plus kompostownik, w którym było kilkaset dżdżownic – i na jakiś czas wyprowadziliśmy się do teściów. A u teściów zajmowaliśmy jeden pokój, w związku z tym cały ten nasz majdan był z nami w tym jednym pokoju. I powiem więcej: kompostownik stał przy łóżku. Może nie jest to zbyt romantyczne przeżycie, sama ta świadomość, że kompostownik stoi obok Twojego łóżka, w którym śpisz, ale on absolutnie w niczym nie przeszkadzał. Nie było go czuć. Zupełnie. Po prostu stojące obok łóżka wiadro. Dwa wiadra gwoli ścisłości.

A do tego ja mam nos posokowca. Wyczuję smród za pięć kilometrów od swojego nosa. Gdyby jakkolwiek nieprzyjemny zapach dolatywał z tego kompostownika, to uwierzcie mi na słowo, nie pozwoliłabym na coś takiego.

Oczywiście może zdarzyć się tak, że kompostownik zacznie wydzielać nieprzyjemny zapach, ale wtedy to jest bardzo wyraźny sygnał, że w kompostowniku dzieją się jakieś bardzo niedobre rzeczy. W związku z tym trzeba się przyjrzeć zawartości, bardzo często osuszyć kompostownik i zobaczyć, co się dzieje w środku, jakoś postarać się uratować. Smród to jest właśnie sygnał tego, że dzieje się tam coś niedobrego.

To był pierwszy mit na temat kompostowania w mieszkaniu, a drugi mit, który najczęściej się pojawia, kiedy mówię o kompostowniku w domu, jest taki, że dżdżownice na pewno uciekają.

Kompostuję w domu już czwarty rok, jeśli dobrze liczę. Przez cały ten czas zdarzyło mi się tylko raz, że dżdżownice uciekły. Stało się tak wyłącznie dlatego, że sama popełniłam wielki błąd. Pamiętam tę sytuację: rano się obudziłam, wyszłam z sypialni i pierwsze co zobaczyłam, zanim w ogóle napiłam się kawy porannej – zresztą już nawet nie potrzebowałam kawy, bo to co zobaczyłam, skutecznie podniosło mi adrenalinę na resztę dnia – to był wywrócony kompostownik, i wszystko co było w tym kompostowniku, zostało rozsypane po całej kuchni. Zobaczyłam tylko te biedne dżdżownice, które w wielkim przerażeniu zaczęły uciekać każda w swoją stronę. Część już nie uciekała, po prostu przyschła do podłogi – musiało naprawdę sporo czasu minąć – i one w tym wielkim przerażeniu rozpierzchały się na wszystkie strony, bo chyba też nie były w stanie się zorientować, co tu się dzieje, dlaczego nagle nastąpił jakiś wstrząs, został przewrócony kompostownik i one wylądowały w nieznanym sobie terenie.

Stało się tak wyłącznie dlatego, że jak wieczorem wybierałam z kompost, żeby podsypać do kwiatków, było dosyć późno. Stwierdziłam, że nie chce mi się pakować z powrotem kompostownika do specjalnej szuflady w kuchni, tylko zostawię na wierzchu i rano sobie z tym jakoś poradzę. Natomiast w nocy mój kot zrobił sobie wielki sprint po mieszkaniu i musiał bardzo mocno przyfasolić w kompostownik. O tyle mocno, że kompostownik się wywrócił i jak pokrywa się odsłoniła, to cała zawartość się wysypała na podłogę. To był jeden jedyny raz, kiedy dżdżownice uciekły z kompostownika.

Poza tym oczywiście parę razy zdarzało się tak, że dżdżownice nie tyle wychodziły z pojemnika, co na przykład wychodziły z kompostu, czyli z tej zawartości: obierek, trochę kompostu. Wychodziły z zawartości i siadały sobie na ściankach albo na pokrywce od strony wewnętrznej. Jeżeli trochę takich dżdżownic sobie usiądzie na ściankach albo na pokrywce, to jest wszystko w porządku. One czasem tak mają, że wychodzą z kompostu.

Natomiast jeżeli robią to masowo – a parę razy mi się zdarzyło, że one rzeczywiście zaczęły masowo migrować z kompostownika – to też jest znak, że trzeba się przyjrzeć zawartości, bo możliwe, że coś tam jest niepasującego dżdżownicom. Albo jest za wilgotno, albo za sucho, albo za zimno, albo za gorąco, albo kompostownik stoi w niewłaściwym miejscu. Czasami może być tak, że kompostownik stoi między kuchenką, która ma bardzo głośny piekarnik, a zmywarką, która też jak działa, jest dosyć głośna. W momencie kiedy kompostownik stoi pomiędzy tymi dwoma urządzeniami AGD, to dżdżownice zostają wypłoszone, prawdopodobnie sprawia im jakiś dyskomfort obecność tych urządzeń. Wtedy one też mają tendencję do migracji. Ale wystarczy przestawić do innego miejsca, albo trochę zmienić warunki, albo na przykład jeżeli jest za wilgotno, to przewietrzyć trochę kompostownik, dosypać tam czegoś suchego – to one znowu wracają do swojego środowiska.

Trzeci mit jest taki, że aby założyć domowy kompostownik, trzeba mieć balkon.

To nie do końca jest prawda. Czasami rzeczywiście balkon się przydaje. O ile mamy balkon, który jest zwrócony w stronę północną albo wschodnią, albo jest dobrze osłonięty przed słońcem i mamy na tym balkonie sporo miejsca, w związku z tym możemy to miejsce zagospodarować i wstawić tam kompostownik. Trzeba tylko zadbać o ten kompostownik o tyle, żeby nie padało na niego słońce, żeby się nie rozgrzewał pojemnik i nie tworzyła się w środku sauna i też zimą żeby ten kompostownik nie zamarzł.

Natomiast z mojego doświadczenia wynika, że wcale nie trzeba mieć balkonu, żeby mieć kompostownik. Ja na przykład, mimo że mam balkon, w tym momencie na balkonie mam jeden z tych kompostowników, ale drugi, a tak naprawdę pierwszy kompostownik, bo jako pierwszy został założony przeze mnie w naszym mieszkaniu, stoi w kuchni. Ja mam w kuchni taką szufladę pod zlewem, w której stoją trzy kosze do segregacji. Czwarty pojemnik to jest właśnie kompostownik.

To jest dziesięciolitrowe wiadro, właściwie dwa wiadra, bo kompostownik się składa z dwóch wiader, które zajmują tyle miejsca, ile generalnie zajmuje wiadro czy kosz na śmieci. Przez wiele lat to był jedyny kompostownik w moim mieszkaniu. Mimo że miałam balkon już wtedy, to absolutnie nie wynosiłam tego kompostownika na balkon, tylko on stał sobie właśnie w kuchni.

Mit numer cztery jest taki, że trzeba mieć duże mieszkanie, żeby w tym mieszkaniu postawić kompostownik.

Z mojego doświadczenia wynika, że to też nie do końca jest tak. Oczywiście jeżeli mamy naprawdę bardzo malutkie mieszkanie, tak jak mieliśmy poprzednią kawalerkę, gdzie było wszystko na kupie, to rzeczywiście w takiej sytuacji kompostowanie w mieszkaniu może być utrudnione ze względu na brak przestrzeni. Natomiast nie jest do końca tak, że musimy mieć dużą kuchnię, żeby albo mieć kompostownik, albo też, z czym bardzo często się spotykam, żeby mieć kosze do segregacji. Znam takie osoby, które mieszkają w ogromnym domu i twierdzą, że nie mają warunków do tego, żeby segregować w domu albo tym bardziej trzymać kompostownik, ale z drugiej strony znam też osoby, które segregują w pokoju w akademiku. Mając do dyspozycji 12-15 metrów kwadratowych, mają kosze do segregacji i bardzo często mają też kompostownik.

Oczywiście warto mieć na względzie swoje własne warunki, swój własny komfort, tylko to mogą być naprawdę bardzo piękne, estetyczne, rozkoszne dla oczu pojemniki. Na rynku dostępne są kompostowniki bardzo ładne, które można postawić chociażby w salonie. Może to zabrzmi bardzo kontrowersyjnie, że kompostownik w salonie, ale pamiętajcie o tym, że kompostownik dobrze prowadzony wcale nie śmierdzi i bardzo często nawet goście, którzy do Was przyjdą, nie zorientują się, że taki ładny pojemnik może być domem dla dżdżownic. Warto sobie tak trochę pokombinować i pomyśleć, czy nie dałoby się zrobić czegoś, co jednocześnie będzie ozdobą mieszkania, a przy okazji będzie pełniło funkcję bardzo praktyczną i użyteczną.

Mit numer pięć: kompostowanie jest łatwe.

Bardzo często się spotykam z tą opinią wśród osób, które postanawiają same, na własną rękę czy na podstawie różnych tutoriali dostępnych w internecie założyć kompostowniki, robią to i potem się okazuje, że coś z tymi kompostownikami jest nie tak. Że coś nie hula, że te kompostowniki się psują, że dżdżownice zaczynają im uciekać, zawartość pleśnieje i jest jeden wielki armagedon w środku. Bo bardzo często te osoby wychodziły z założenia, że kompostowanie jest o tyle łatwe, że po prostu podnosisz pokrywkę kompostownika, wyrzucasz swoje odpadki do środka, zamykasz pokrywę i tyle, samo się już dzieje. A to nie do końca tak jest.

Zwłaszcza gdy dopiero co założyliśmy kompostownik, jeżeli to jest nasz pierwszy kompostownik i wcześniej nie mieliśmy do czynienia w ogóle z kompostowaniem, to warto dać sobie czas kilku pierwszych tygodni na to, żeby w ogóle zapoznać się z kompostownikiem, żeby się z nim zaprzyjaźnić, zaobserwować te procesy, które zachodzą w środku i przyuważyć, jeżeli coś będzie nie tak. Zachęcam wtedy do tego, żeby na przykład kupić sobie jakąś książkę na temat kompostowania, albo zapisać się na jakieś warsztaty lub konsultacje do osób, które kompostują, albo na przykład dołączyć do grupy związanej z kompostowaniem, żeby na bieżąco swoje wątpliwości wyjaśniać. Bo nie ma co ukrywać, to naprawdę byłoby świetne rozwiązanie, gdyby działało w taki sposób, że po prostu podnosimy pokrywkę, wrzucamy papu dżdżownicom i one już tam sobie przerabiają, natomiast w praktyce przynajmniej ten pierwszy okres jest dosyć trudny.

Bo warto sobie wybrać odpowiednie miejsce dla kompostownika. Tak jak już wspominałam, gdy postawimy pomiędzy jakimiś sprzętami AGD, to może nam z tego wyjść jakaś wielka tragedia, albo też z moich obserwacji, z doświadczeń osób, które korzystały kiedyś z moich warsztatów kompostownikowych, wynika, że jeżeli postawimy kompostownik w pobliżu komputera stacjonarnego i hula nam wiatraczek w tym komputerze, to dżdżownice też tego bardzo nie lubią i też zaczynają uciekać. A jak dżdżownice są zestresowane, bardziej się przejmują tym, żeby przetrwać, bo czują się zagrożone i nie w głowie im przerabianie odpadków, bo po prostu są nastawione na przetrwanie.

Dlatego warto też wiedzieć, że jak zaczynamy dopiero kompostować, to wrzucane porcje jedzenia powinny być odpowiednio mniejsze. Możemy wrzucać pełne miski dopiero, gdy rozhula nam się kompostownik, jak już tam będzie naprawdę życie na osiedlu i będzie miejsce w kompostowniku, żeby wrzucać pełne miseczki. Natomiast na samym początku dozujemy naprawdę bardzo malutko, żeby dżdżownice były w stanie to przerobić. Bo jak nie przerobią, to zacznie się wszystko psuć.

Mit numer sześć. I tu zaraz wiele osób się złapie na tym, że mit numer sześć będzie zaprzeczeniem mitu numer pięć.

Bo mit numer sześć będzie brzmiał: kompostowanie jest trudne.

Z tym też bardzo często się spotykam, kiedy słyszę, że „Nie no, nie założę kompostownika w domu, bo na pewno nie dam rady, bo ukatrupiam wszystkie kwiatki, które mam w domu, kot nie jadł mi już od trzech dni i jakby sam się nie nauczył otwierać lodówki, to by nie przeżył i w ogóle średnio mi idzie pilnowanie takich różnych regularnych rzeczy w domu. Na pewno zapomnę nakarmić dżdżownice. Jak nie nakarmię przez dwa dni, to zemrą z głodu”. Więc w tym kontekście kompostowanie wcale trudne nie jest.

Opowiem pewną historię. Mam nadzieję, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami się mną nie zainteresuje po tym, co opowiem. Jak miałyśmy jeszcze kompostownik w pracowni – zresztą jak miałyśmy jeszcze pracownię, bo w rezultacie Covidu zamknęłyśmy ją – to któregoś lata zamknęłyśmy drzwi do pracowni, bo nie odbywały się warsztaty, ale kompletnie zapomniałyśmy o tym, że w środku są dżdżownice w kompostowniku. Przypomniałam sobie o tym dopiero jakiś miesiąc później! Wzięłam ze sobą jedzenie i jechałam do pracowni z duszą na ramieniu, myśląc, że koniec, mogiła, wszystkie dżdżownice na pewno już przeszły za tęczowy most i nic już z tego nie da się uratować.

Natomiast jak przyjechałam, otworzyłam kompostownik, to dżdżownice rzeczywiście były mocno wychudzone, bardzo cieniutkie, widać było, że ruszają się bardzo powoli, oszczędzając energię życiową, natomiast żyły. Jak wrzuciłam im to jedzenie, to one odżyły. Po jakimś czasie, jak znowu do nich przyjechałam z kolejną porcją, było widać, że w porę się zorientowałam i kompostownik dało się uratować.

Jak słyszę takie opinie, że „Ciężko mi trzymać kompostownik w mieszkaniu, bo często wyjeżdżam. Tygodniami nie ma mnie w domu. Na pewno przez ten tydzień dżdżownice zemrą, bo nie będą miały co jeść, nikt im tego nie da”, to zawsze uspokajam, że tydzień to naprawdę żaden ból. Mnie się też bardzo często zdarzało wyjeżdżać i na wakacje, i na urlopy, i służbowo. Jak dżdżownice nie dostawały jeść przez tydzień-dwa, to naprawdę nic wielkiego się nie działo. Wystarczyło im wrzucić jedzenie przed wyjazdem i nakarmić od razu po powrocie. One nawet nie odczuwały tego, że człowieka nie było w domu.

Mit numer siedem już: nie założę kompostownika w domu, dlatego że to sprowadzi muszki owocówki, karaluchy i nawet szczury.

W przypadku tych ostatnich stworzeń, jak usłyszałam, że na pewno się pojawią szczury, albo na pewno się pojawią karaluchy, to sądziłam w pierwszej chwili, że ktoś sobie żartuje. Ale okazywało się, że tak często słyszałam to zdanie, że chyba to nie jest żart.

Spieszę uspokoić, że absolutnie nie zostaną sprowadzone żadne szczury i absolutnie nie pojawią się karaluchy, bo to nie jest ta stołówka, która zaciekawi karaluchy i szczury. Natomiast co do muszek owocówek to faktycznie jest takie ryzyko, ale to ryzyko pojawi się tylko i wyłącznie wtedy, kiedy będziemy nieodpowiednio prowadzić kompostownik. Bo jeżeli na przykład otwieramy pokrywę kompostownika i wrzucamy na wierzch obierki, zwłaszcza obierki owocowe albo resztki owoców, tym bardziej latem, kiedy jest ciepło, kiedy jest sezon na muszki owocówki – jeżeli w ten sposób będziemy postępować, to rzeczywiście prędzej czy później sprowadzimy sobie całe stado muszek.

Więc żeby sobie nie sprowadzić tego stada, robimy co następuje. Jak chcemy wrzucić świeżą porcję obierek, odgarniamy wierzchnią warstwę kompostu w kompostowniku, wrzucamy miseczkę z obierkami, owocami, warzywami i zasypujemy. Dzięki temu dżdżownice będą miały łatwiejszy dostęp do jedzenia, bo dżdżownice nie siedzą na wierzchu kompostownika, tylko lubią sobie grzebać w kompoście pod spodem. Więc dżdżownice będą miały łatwiejszy dostęp do jedzenia, ale muszki owocówki nie będę miały dostępu do stołówki, no bo ta stołówka będzie zakopana.

Innym patentem jest na przykład w sezonie letnim albo w momencie, kiedy dopiero co zakładamy kompostownik i tej warstwy kompostu nie ma jeszcze aż tak dużo, żeby można było zasypać nasze resztki owocowe, wtedy z pomocą przychodzi gazeta. Taka absolutnie zwykła gazeta. Może być też kartka papieru, który to papier położymy na wierzchu, odcinając dostęp muszkom do zawartości kompostownika.

I ostatni mit. Mit numer osiem: jak już założę kompostownik i będzie mi hulał, to powstanie mi tak dużo kompostu, że się w nim zakopię, zagrzebię i nie będę wiedziała, co z nim zrobić, bo tego będzie tak dużo.

To jest mit, dlatego że kompost w kompostowniku nie powstaje w ilościach przemysłowych. On owszem, powstaje każdego dnia. Jak dorzucamy kolejne obierki – dżdżownice, które są w środku, przerabiają nam te odpadki i powstaje kompost. Natomiast jeżeli będziemy wybierać regularnie odrobinę po łopatce, żeby dosypać do swoich kwiatków w mieszkaniu, wyciągnięcie jakichś większych ilości kompostu z kompostownika zajmie nam kilka miesięcy dobrego kompostowania. Ja mam na przykład tak, że jesienią przed sezonem zimowym opróżniam kompostownik z kompostu i kurczę zawartość kompostownika do jednej dziesiątej. Chodzę po całym domu i rozrzucam kompost do kwiatków, tak żeby kwiatki miały dużo wartościowych mikroelementów przed sezonem zimowym, kiedy pogrążą się w swoim letargu roślinnym.

Jak już wybiorę praktycznie cały kompost, następny raz kiedy znowu wybieram kompost, to jest wiosna. Czyli przez całą zimę dorzucam odpadki do kompostownika, kompost się tworzy i jak nie wybieram na bieżąco, bo nie mam takiej potrzeby, to dopiero na wiosnę wyciągam rzeczywiście bardzo dużo tego kompostu i wtedy na przykład wykorzystuję go do posadzenia na balkonie ziół, pomidorów, albo żeby dorzucić znowuż do kwiatków parapetowych. Wybieram ten kompost i znowu zawartość kompostownika mi się kurczy do jednej dziesiątej, więc zostaje to tak naprawdę na dnie. Naprawdę mija kilka dobrych miesięcy, zanim całe wiadro się napełni.

Oczywiście im większe mamy wiadro, tym proces napełniania się kompostownika trwa dłużej, bo mamy po prostu więcej miejsca. Ale oczywiście, jeżeli wrzucamy więcej jedzenia do środka, mając większy kompostownik, to się w podobnym czasie napełni; mówię o takim porównywalnym napełnianiu do mojego.

Czasem zdarza się taka sytuacja, że kompostownik nam się już napełnia, a my naprawdę nie mamy co z tym zrobić, bo nie mamy za dużo kwiatków na parapecie, nie mamy balkonu, albo jak mamy balkon, to nie sadzimy tam aż tak dużo ziół, kwiatków czy innych roślin, więc nie potrzebujemy aż tak dużo kompostu. Wtedy wyjściem jest na przykład ogłoszenie na grupach zero waste’owych, na grupach oddażowych, na Śmieciarce (nie wiem, czy znacie taką grupę na Facebooku „Uwaga, śmieciarka jedzie”). Tam można oddać naprawdę wszystko. Kompost też, jak najbardziej, jak ma się nadmiar. Wiele osób, które sadzą kwiatki, odbierze od Was ten kompost z pocałowaniem ręki, bo to jest naprawdę wartościowy surowiec.

To byłoby na tyle, jeżeli chodzi o mity na temat kompostowania w mieszkaniu. Jeśli znacie jakieś swoje mity, albo macie pytania co do kompostowania w mieszkaniu, domowego kompostowania, albo macie jakieś wątpliwości, albo coś usłyszeliście gdzieś, może macie jakieś przekonania na temat kompostowników domowych – to bardzo Was zachęcam do tego, żeby się tym po prostu podzielić. Możecie do mnie napisać na „Na nowo śmieci”, albo na mojej stronie internetowej zostawić komentarz pod tym podcastem, albo napisać do mnie w moich mediach społecznościowych, gdzie znajdziecie mnie też pod nazwą „Na nowo śmieci” i opowiedzieć o swoich wątpliwościach, zadać swoje pytania, może podzielić się jakimiś swoimi mitami, a może też opowiedzieć o swoim doświadczeniu związanym z kompostowaniem.

Ja dzielę się swoim, ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem alfą i omegą. Wiem tylko tyle, ile sprawdziłam, więc Wasze doświadczenie będzie dla mnie również bardzo cenne. Zachęcam Was do tego, żeby się podzielić.

I zachęcam Was bardzo serdecznie, zwłaszcza tych z Was, którzy dopiero myślą o kompostowaniu w mieszkaniu, żeby odważnie do tego podejść. Wiosna to jest naprawdę świetny moment, aby zacząć kompostować, bo razem z naturą Wy się też obudzicie do życia i zobaczycie mikrosystem, który będzie na Waszych oczach się rozwijał i na Waszych oczach przetwarzał. To jest naprawdę niesamowity widok obserwować, w jaki sposób jakaś tam skórka po czymś przeradza się w bardzo pożywny i bardzo wartościowy nawóz dla roślin. Zachęcam Was do tego, żeby zacząć kompostować, żeby z większą odwagę do tego podejść. Może ten rok jest dobrym momentem, żeby rozpocząć tę przygodę.

Gdybyście potrzebowali wsparcia w procesie swoich początków kompostowania domowego, to zachęcam Was do tego, żeby sprawdzić w moim kramie, czy dostępny już jest mini kurs kompostowania i jeżeli jest dostępny, to zobaczcie, co Wam proponuję na start. Myślę, że może wiele i wielu z Was zainteresować, zwłaszcza jeżeli dopiero zaczynacie kompostować i potrzebujecie wsparcia w tym procesie.

A tymczasem bardzo serdecznie Wam dziękuję za to, że wysłuchaliście tego odcinka. Bardzo cieplutko Was pozdrawiam. Razem z tymi promieniami słońca wysyłam do Was moc ciepła, moc jasnego, słonecznego, wiosennego dnia. Trzymajcie się, wszystkiego dobrego Wam życzę. Pa pa!

 

ZACZNIJ KOMPOSTOWAĆ! ZAPRASZAM CIĘ DO MOJEGO MINI-KURSU „KOMPOSTOWANIE W MIESZKANIU”.

 

jak wykonać domowy kompostownik