fbpx
Menu
ekologia

Co się stało z moimi rudymi włosami, czyli test farby ziołowej Indus Valley

test farby ziołowej Indus Valley

Gdy mam się z kimś po raz pierwszy spotkać na żywo, opisuję się tak: „Zauważysz mnie, jestem mała i ruda”. Miedziany kolor włosów jest moim znakiem rozpoznawczym. Towarzyszy mi od tak dawna, że większość znajomych nie pamięta mnie z czasów „sprzed”. Dlatego bałam się przeprowadzać test farby ziołowej Indus Valley. A co, jeśli henna w zetknięciu ze zwykłym drogeryjnym barwnikiem da zielony pigment? 

 

A czemu to jest takie zielone, skoro masz się farbować na rudo? – G. z ciekawością zajrzał do miski z mieszanką farby. Miałam ją własnie zalać wodą i wsmarować we włosy. – Bo tu same rośliny są – odpowiadam i wymieniam składniki podane przez producenta: rumianek, indygowiec, krzew hennowy, marzanna, amalaka, bakopa, kozieradka, strączyniec. Podsunęłam G. obrazki na opakowaniu. – No, ani jednej rudej rośliny, same zielone – nabijał się. – Będziesz jak ta Ania z ZIELONEGO Wzgórza – nie wiem, czy mi się wydawało, czy on rzeczywiście mocno akcentował tę zieleń… Cholera, będzie niezły ubaw, jeśli się okaże, że miał rację.

 

Bo już jeden taki nieudany eksperyment za sobą miałam. Byłam wtedy mocno „zielona” – zarówno pod względem koloru włosów, jak i doświadczenia. Postanowiłam sprawdzić jak na moich włosach będzie wyglądał barwnik o smacznej nazwie „Czekoladowy Orzech”. Odcień wyszedł za ciemny, co przy kontraście z moją jasną cerą dawało efekt Drakuli, więc po chwili wahania postanowiłam przykryć ten brąz czymś jaśniejszym. Fryzjerka odradzała szybkie farbowanie w krótkim odstępie czasowym, obawiając się, że amoniak zniszczy mi włosy. Nic jednak nie mówiła o hennie. Co nie jest zabronione, jest dozwolone – wyszłam z założenia i wyciągnęłam z szafki łazienkowej dawno zapomnianą saszetkę ziołowego specyfiku, używanego przeze mnie jeszcze w czasach liceum (tak, w liceum i na początku studiów farbowałam włosy henną). Godzinę później patrzyło na mnie ze zwierciadła przerażone dziewczę o włosach w odcieniu „green metalic”. Fryzjerka musiała użyć czarów, by tę mieszankę ściągnąć. Po wszystkim położyła na to inny, bardziej przyjazny dla oka pigment i surowo raz na zawsze zabroniła używania farb ziołowych. – Albo stosujesz jedno, albo drugie! Nigdy nie kładź farby na hennę i odwrotnie! – przypomniałam sobie jej słowa właśnie teraz, trzymając w dłoni ziołową Indus Vallley chwilę przed naniesieniem jej na włosy farbowane.

 

farba indus valley test

 

Farba Indus Valley: co to zacz?

 

W hennie (oprócz efektu koloryzacji) najbardziej cenię sobie zapach: ziołowy, naturalny, niedrażniący węchu oraz, w przeciwieństwie do amoniaku, szybko ulatniający się po farbowaniu. I taki był też zapach Indus Valley. Producent zapewnia, że farba jest w stu procentach roślinna i organiczna, nie zawiera amoniaku, chemikaliów i substancji syntetycznych. Dlatego mogą jej bezpiecznie używać osoby uczulone na kosmetyki masowe, osoby po chemioterapii, kobiety w ciąży i matki karmiące piersią. W skład wchodzi wyłącznie wspomniany wyżej zestaw ośmiu ziół („pochodzących z ekologicznych upraw w Dolinie Indusu” – z informacji na opakowaniu). Paleta kolorystyczna Indus Valley, jak na farbę ziołową, jest bardzo bogata. Oferuje dwanaście mieszanek, od Indyjskiej Czerni po Złocisty Blond, a pomiędzy nimi różne odcienie czerwonego, rudego i brązowego. Wybrałam Orzechowy Blond.

 

farba ziołowa test

 

Trzy… dwa… jedziemy!

 

Z czasów, gdy do farbowania stale używałam henny, pamiętam, że mieszanka ziołowa miała fatalną konsystencję. Grubo zmielony susz wplątywał się we włosy i dawał się całkowicie z nich usunąć dopiero po kilku myciach i tygodniowym czesaniu. Byłam więc bardzo pozytywnie zaskoczona konsystencją testowanej farby: bardzo drobno zmielonego proszku, który po zalaniu wrzątkiem przypominał miód albo rzadką śmietanę i był równie wygodny w aplikacji, co farba chemiczna.

 

Nakładałam ją jednak z wielką obawą („Zielony, zielony… zielony!”). Pół godziny później, po wypłukaniu włosów, patrzyłam w lustro i w swoim odbiciu dostrzegałam błotniste refleksy…

 

Przyniosłem ci ciasteczko – powiedział G., bo jak wiadomo, ciasteczka są dobre na wszystko. – Nie jest tak źle – pocieszał. Ciasteczka były dobre, resztą postanowiłam na razie się nie martwić. Odpaliłam „Przyjaciół”, bo ciasteczka w połączeniu z tym serialem wznoszą na szczyty zadowolenia. I tak sobie obejrzałam kilka odcinków, czekając aż mi czapa wyschnie.

 

A kiedy już wyschła, okazało się… że nic strasznego się nie stało. 

 

Naturalna farba ziołowa odrobinę przyciemniła mi włosy i pokryła odrosty, choć to ostatnie zrobiła bardzo delikatnie. Ale to dobrze – nie mam wrażenia farbowanego hełmu na głowie, tylko naturalnej koloryzacji. Żadna rewolucyjna zmiana wizerunku nie nastąpiła, nie narzekam jednak – wolę lekkie odświeżenie barwy niż włosy pasujące do loga Na nowo śmieci 😉

Na plus dodam też, że włosy po Indus Valley mam bardzo miękkie i puszyste. Kręcą się, tworząc bardzo zabawną szopę na głowie – widać, że są odżywione.

 

fARBOWANIE iNDUS vALLEY

Tak wyglądały moje włosy przed koloryzacją i godzinę po koloryzacji. Odcienie różnią się od siebie minimalnie, ale odrosty zostały pokryte.

 

Co warto wiedzieć o farbach Indus Valley:

 

  • nie zawierają one substancji utleniających, więc nie mogą rozjaśniać. Wybierając np. kolor Złocisty Blond, musisz mieć odpowiednio jasne naturalne włosy;
  • posiadają certyfikat ekologiczności, są halal i vege, nie były testowane na zwierzętach (oprócz mojej mieszanki, do której ciekawski Tekir wsadził nos…);
  • nie należy ich stosować w krótkim czasie po farbowaniu włosów drogeryjnymi specyfikami, nie warto też nieudane hennowanie natychmiast przykrywać farbą chemiczną – w wypadku niepożądanego odcienia najlepiej udać się do salonu fryzjerskiego;
  • nie zostawia po sobie odrostów, tylko wypłukuje się równomiernie z całej długości włosów i po około 4 tygodniach blaknie. Farba ziołowa jest więc dobrym pomysłem dla osób, które chcą niebawem powrócić do swojego naturalnego koloru;
  • są bardzo wydajne – jedno opakowanie zawiera dwie saszetki. Ja na swoje półdługie włosy zużyłam połowę jednej.

 

Generalnie jestem zadowolona z koloryzacji naturalną farbą, choć kolor według mnie mógłby być bardziej nasycony. Następnym razem pokombinuję z dłuższym trzymaniem mieszkanki na włosach 😉

 

P.S.: wydaje mi się, czy ten kolor „Po…” ma jednak w sobie jakieś błotniste refleksy? Co sądzicie? Może to tylko moja wyobraźnia? 😉

 

Test przeprowadziłam dzięki uprzejmości drogerii ekologicznej BetterLandWybrać najlepszy dla siebie odcień farby Indus Valley można pod tym linkiem.